[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcę wierzyć, panie, iż nie zapomnisz tego umiarkowania.(W tym miejscuHiob Trotter z komiczną powagą przyłożył rękę do ucha, jakby obawiał się stracić jedenwyraz z przemówienia pana Pickwicka).Jedno tylko chcę jeszcze dodać mówił dalej fi-lozof, już bardzo oburzony a mianowicie, iż poczytuję pana za oszusta.za łotra, za naj-większego łotra, jakiego kiedykolwiek spotkałem.wyjąwszy tego wagabundę w fioleto-wej liberii. Cha, cha! odrzekł drwiąco Jingle. Poczciwiec Pickwick złote serce dzielny sta-ry ale nie trzeba tak unosić się niezdrowo adieu! Nie martw się pan; może jeszczekiedy spotkamy się. No, Hiob! w drogę!219Mówiąc to pan Jingle nasunął kapelusz i odszedł spokojnym krokiem.Hiob zatrzymałsię, spojrzał dokoła, uśmiechnął się, potem oddawszy panu Pickwickowi drwiący ukłon ispojrzawszy na Sama z trudnym do opisania bezwstydem, poszedł za swym panem. Sam! zawołał pan Pickwick widząc, że służący jego chce iść za odchodzącymi. Słucham pana. Zostań tu.Sam zawahał się. Zostań tu powtórzył pan Pickwick. Czy nie mógłbym w ogrodzie poturbować trochę tego Hioba Trottera? Nie można! Choćby tak trochę.spuścić ze schodów? Stanowczo zabraniam.Przez jedną krótką chwilę, jedyną od czasu, jak był w służbie, Sam miał minę niezado-woloną i nieszczęśliwą.Ale wkrótce przyszedł do siebie, gdyż chytry Muzzle, który ukryłsię był za drzwiami, wyskoczył zza nich we właściwej chwili i bardzo zręcznie pchnął naschody pana Jingle a i jego sługę, tak iż obaj potoczyli się na dół aż do samych aloesów. Teraz, panie rzekł pan Pickwick do pana Nupkinsa teraz, panie, spełniwszy naszeposłannictwo, ja i moi przyjaciele żegnamy pana, dziękując za gościnność.Zapewniam pa-na w ich i moim imieniu, iż nie przyjęlibyśmy tej gościnności, gdyby nie nakazywało namtego poczucie naszego obowiązku.Jutro rano powracamy do Londynu; tajemnica panaznajduje się w pewnych rękach.Zaprotestowawszy w ten sposób przeciw temu, co zaszło rano, pan Pickwick oddał głę-boki ukłon damom i pomimo próśb, by został, wyszedł z pokoju ze swymi przyjaciółmi. Wez swój kapelusz, Samie rzekł do służącego. Jest pod schodami, proszę pana powiedział Sam i pobiegł po niego.Kapelusz gdzieś się zapodział.Sam zmuszony był więc szukać go, a Mary mu przy-świecała.Obejrzawszy wszystkie kąty, piękna służąca, zaniepokojona, gdzie by kapeluszmógł się zaprzepaścić, uklękła i przerzuciła wszystkie rupiecie złożone za drzwiami.Byłotam bardzo ciasno.Niepodobna było dostać się, nie zamknąwszy wprzódy drzwi. Mam już! zawołała wreszcie czy to ten? Zobaczymy odrzekł Sam.Mary postawiła świecę na podłodze, ale ponieważ świeca słabo świeciła.Sam zmuszo-ny był także uklęknąć.Zakątek ten był szczególnie ciasny i tak się jakoś stało bez niczyjejwiny, wyjąwszy chyba tego, kto dom budował, że Sam i piękna służąca znalezli się bardzoblisko siebie. Tak, to ten rzekł Sam. Adieu. Adieu odrzekła piękna służąca. Adieu powtórzył Sam i mówiąc to, upuścił kapelusz, z takim trudem odszukany. Jaki pan niezgrabny! zawołała Mary. W ten sposób może go pan zgubić drugi raz. I by go nie zgubił, sama włożyła mu go na głowę.Twarz pięknej służącej była w tej chwili jeszcze piękniejsza niż zwykle.Otóż, czy z te-go powodu, czy też z powodów innej natury, tak się jednak stało, że Sam ją pocałował. Spodziewam się, że zrobił pan to nieumyślnie! zawołała piękna dziewczyna, rumie-niąc się. Nie, moja droga; ale teraz zrobię to już umyślnie i pocałował ją powtórnie. Sam! zawołał pan Pickwick z góry. Jestem, panie odrzekł służący, biegnąc po schodach. Tak długo siedzisz! Coś się stało z drzwiami i nie można było ich otworzyć.Taki był pierwszy rozdział miłości Sama.220Rozdział dwudziesty szóstyzawierający krótkie streszczenie sprawy Bardell contra PickwickOsiągnąwszy cel podróży do Ipswich, który polegał na wykryciu niegodziwości panaJingle a, pan Pickwick postanowił bezzwłocznie powrócić do Londynu, by się dowiedzieć,co przedsięwzięli przeciw niemu panowie Dodson i Fogg.Przystępując do urzeczywistnie-nia tego zamiaru z całą przedsiębiorczością swego charakteru, filozof siadł do pierwszegoodchodzącego dyliżansu nazajutrz po pamiętnych wypadkach, które w całej rozciągłościopisaliśmy w dwóch poprzednich rozdziałach, i tegoż samego dnia wieczorem przyjechałdo stolicy, cały i w najlepszym zdrowiu oraz w towarzystwie swych przyjaciół i Sama.Tu rozstano się na pewien czas.Panowie Snodgrass, Tupman i Winkle udali się doswych mieszkań, by poczynić potrzebne przygotowania do podróży do Dingley Dell; panPickwick zaś i Sam stanęli w bardzo dobrej, chociaż starej oberży Pod Jerzym i Jastrzę-biem na Lombard Street.Pan Pickwick, zjadłszy obiad, kończył drugi kufel doskonałego porto, obwiązał sobiegłowę chustką, nogi wyciągnął ku kominkowi i rozsiadł się wygodnie na krześle, gdy wej-ście Sama z torbą podróżną wyrwało go ze spokojnych rozmyślań. Sam! zawołał filozof. Jestem, panie. Myślałem właśnie o tym, iż wiele moich rzeczy pozostało u pani Bardell, przy ulicyGoswell, i że trzeba je stamtąd zabrać. Bardzo dobrze rzekł Weller. Złożymy je tymczasem u pana Tupmana, ale przedtem trzeba by to uporządkować.Chciałbym, abyś poszedł na ulicę Goswell i załatwił mi to wszystko. Czy zaraz, panie?Zaraz.i.zaczekaj no dodał pan Pickwick, wyjmując pieniądze. Trzeba zapłacićczynsz.Wprawdzie termin przypada na Boże Narodzenie, ale zapłać teraz, by wszystkobyło w porządku.Mam prawo wymówić mieszkanie na miesiąc przed terminem.Oto jestkontrakt.Oddasz go pani Bardell.Niech odnajmie lokal, kiedy chce. Bardzo dobrze, panie.Więcej nic? Nic więcej, Samie.Sam wolnym krokiem szedł ku schodom, jakby czekał na coś jeszcze.Powoli otworzyłdrzwi i już miał przekroczyć próg, kiedy pan Pickwick znowu zawołał: Sam! Jestem, panie odrzekł służący poważnie. Nie będę miał nic przeciwko temu, gdy postarasz się wywiedzieć, jak pani Bardell jestobecnie wobec mnie usposobiona i czy rzeczywiście ten niegodziwy proces ma być pro-wadzony aż do ostateczności.Mówię ci, iż nie mam nic przeciwko temu, byś się o tymdowiedział, jeżeli będziesz mógł.Sam skinieniem dał do zrozumienia, iż pojmuje, o co chodzi, i wyszedł z pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]