[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy od samochodu dzieliło nas tylko jedno podwórze, wynurzyliśmy się z cienia i spacerkiem pokonaliśmy resztę drogi.Całe zamieszanie skupiło się przed domem Soby.- Dlatego nie należy nigdy parkować przed domem delikwenta - skomentował Vinnie.Godne zapamiętania.Wsiedliśmy do wozu, Vinnie bez pośpiechu przekręcił kluczyk w stacyjce, po czym odjechaliśmy jak dwoje szanowanych i odpowiedzialnych obywateli.Dotarliśmy do skrzyżowania i Vinnie spojrzał w dół.- Jezu, stanął mi - powiedział.Spomiędzy zasłon w mojej sypialni wyglądało słońce, a ja zastanawiałam się właśnie, czy nie wstać z łóżka, kiedy ktoś zapukał do drzwi.Szukałam ubrania przez jakąś minutę i w tym czasie pukanie zmieniło się we wrzask.- Hej, Steph, jesteś tam? Tu Księżyc i Dougie.Otworzyłam im drzwi, a oni od razu zaczęli mi przypominać Boba, szczęśliwego i pełnego radosnej energii.- Przynieśliśmy ci pączki - poinformował Dougie, wręczając mi dużą białą torbę.- I mamy ci coś do powiedzenia.- Tak - potwierdził Księżyc.- Poczekaj tylko, aż usłyszysz.To niesamowite.Gadaliśmy o tym z Dougiem.I wykombinowaliśmy, co się stało z sercem.Postawiłam torbę z pączkami na szafce i wszyscy się poczęstowaliśmy.- To był pies - wyjaśnił Księżyc.- Pies pani Belski, Spotty, zjadł serce Louiego D.Zastygłam z pączkiem w dłoni.- Rozumiesz, DeChooch dogadał się z Dougsterem, który miał zawieźć serce do Richmond - mówił dalej Księżyc.- Ale DeChooch nie powiedział Dougsterowi nic prócz tego, że pojemnik trzeba dostarczyć do pani D.No więc Dougster postawił pojemnik na przednim siedzeniu Batmobila, bo chciał wyruszyć z samego rana.Problem w tym, że Huey i ja potrzebowaliśmy wozu na wieczór, a że ten ma tylko dwa fotele, postawiłem pojemnik na tylnym ganku.Dougie uśmiechał się od ucha do ucha.- To kapitalne - powiedział tylko.- Tak czy owak, odstawiliśmy wóz nad ranem, bo Huey musiał iść do roboty.Podrzuciłem go, a potem zaparkowałem na podwórzu Dougiego i właśnie wtedy zobaczyłem, że pojemnik jest przewrócony, a Spotty coś zżera.Niewiele się nad tym zastanawiałem, bo Spotty zawsze grzebie w śmietniku.No więc wsadziłem pojemnik z powrotem do wozu i poszedłem do domu pooglądać sobie telewizję.Fajny film leciał.- A ja zawiozłem pusty pojemnik do Richmond - dokończył Dougie.- Spotty zżarł serce Louiego D.- powtórzyłam.- Właśnie - zauważył Księżyc, który skończył pączka i otarł dłonie o koszulę.- No, musimy lecieć.Mamy robotę.- Dzięki za pączki.- Żaden problem.Stałam potem przez dziesięć minut w kuchni, próbując przetrawić tę nową informację i zastanawiając się, jakie ma ona znaczenie w wielkim porządku wszechrzeczy.Czy to właśnie się dzieje, kiedy twój los dobiega końca? Pies zżera ci serce? Nie mogłam dojść do żadnych konkluzji, więc postanowiłam wziąć prysznic i sprawdzić, czy to pomoże.Zamknęłam drzwi i powlokłam się do łazienki.Zdołałam jednak dotrzeć tylko do salonu, kiedy znów zapukano, a zanim zdążyłam otworzyć, drzwi rozwarły się z impetem, który wyrwał łańcuch.Rozległo się przekleństwo -z ust Morellego, jak poznałam.- Dzień dobry - powiedziałam, patrząc na łańcuch, który kołysał się bezużytecznie.- Nie jest w żadnym wypadku dobry - oświadczył Morelli.Oczy miał pociemniałe i zmrużone, usta zaciśnięte.- To nie ty pojechałaś zeszłej nocy do domu Soby, prawda?- Nie - odparłam, kręcąc głową.- To nie ja.- Dobrze.Tak myślałem.bo jakiś idiota wlazł tam i zdemolował mieszkanie.Urządził sobie cholerną kanonadę.Prawdę mówiąc, podejrzewa się, że było nawet dwóch ludzi, którzy odwalili strzelaninę stulecia.I wiem, że nie byłabyś tak kurewsko głupia.- Dobrze to ująłeś.- Jezu Chryste, Stephanie! - wrzasnął.- Coś ty sobie myślała? Co, do cholery, się tam wydarzyło?- To nie byłam ja, pamiętasz?- Ach tak, zapomniałem.Co w takim razie ktoś inny robił w domu Soby, jak myślisz?- Przypuszczam, że szukał DeChoocha.I może go znalazł i wywiązała się strzelanina.- I DeChooch zwiał?- Tak zakładam.- Dobrze, że nie znaleziono innych odcisków palców niż DeChoocha, bo w przeciwnym razie ten ktoś, kto był na tyle głupi, żeby strzelać w domu Soby, miałby do czynienia nie tylko z policją, ale i z Sobą.Zaczęło mnie wkurzać, że Morelli tak się na mnie wydziera.- Rzeczywiście, dobrze - zauważyłam grosem sugerującym syndrom napięcia przedmiesiączkowego.- Coś jeszcze?- Tak, coś jeszcze.Wpadłem na dole na Dougiego i Księżyca.Powiedzieli mi, że ty i Komandos uratowaliście ich.- Więc?- W Richmond.- Więc?- I Komandosa postrzelili?- Draśnięcie.Morelli zacisnął wargi.- Jezu.- Bałam się, że sprawa ze świńskim sercem wyjdzie na jaw i że Dougie i Księżyc zapłacą za to.- Godne pochwały, ale nie czuję się przez to wcale lepiej.Chryste, dostaję wrzodów.Przez ciebie wypijam butelki maloksu.Nienawidzę tego.Zastanawiam się codziennie, w co znów wdepnęłaś i kto do ciebie strzela.- To czysta hipokryzja.Sam jesteś gliną.- Nikt do mnie nigdy nie strzela.Grozi mi to tylko wtedy, kiedy jestem z tobą.- Jaka jest konkluzja?- Konkluzja jest taka, że musisz wybrać między mną a pracą.- Wiesz co, nie spędzę reszty życia z kimś, kto stawia mi ultimatum.- Doskonale.- Doskonale.I wyszedł, trzaskając drzwiami [ Pobierz całość w formacie PDF ]