[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zobaczymy! powiedział Harry i nacisnął gaz.Stary samochód skoczył do przodu, skręcił szybko po krzywiznie drogi i zaczął je-chać w dół długiego wzgórza.Bob obejrzał się.Niebieski samochód zmniejszył dystans między nimi do kilkuna-stu metrów.Harry mocniej nacisnął pedał gazu.Stary wóz jechał niebezpiecznie szyb-ko, ale niebieski samochód wciąż się zbliżał.Harry ostro wziął zakręt, tak, że o mało niewypadli z szosy, na krawędz skarpy.Kiedy wyjechali na prostą drogę, Harry zwrócił po-bladłą twarz do Boba. Nie jestem na tyle dobrym kierowcą, żeby tak pędzić po tych serpentynach.Kimkolwiek jest ten z tyłu, złapie nas. Jeszcze trochę rzekł Bob z nadzieją. Jak dojedziemy do Rocky Beach, będziebał się nas ścigać. Spróbuję powiedział Harry. Odtąd będę trzymał się środka drogi, aby niemógł nas minąć.Uparcie trzymał się teraz środka, a samochód za nimi dotykał prawie ich zderzaka.Patrząc do tyłu, Bob dostrzegł postać pochyloną nad kierownicą.Mężczyzna wydał musię znajomy, ale nie mógł uzmysłowić sobie, skąd go zna.Pędzili wzdłuż pustej drogi, desperacko wypatrując, kiedy wreszcie skończy sięwzgórze i wjadą do miasta.Nagle, chcąc ominąć solidną dziurę w nawierzchni, Harryzjechał na prawą stronę.Zcigający ich samochód natychmiast przesunął się obok, zrów-39nał się z nimi i zaczął spychać ich bliżej i bliżej pobocza drogi. Muszę się zatrzymać, to grozi wypadkiem! krzyknął Harry.Nacisnął hamulec.Kiedy zwolnili, samochód obok nich zwolnił również.Bob wpa-trywał się w kierowcę.Wciąż nie mógł sobie przypomnieć, gdzie go widział, ale nieopuszczało go uczucie, że go zna.Harry zatrzymał się, prześladowca zrobił to samo.Następnie, ku ich zdumieniu, nie-bieski samochód wystrzelił do przodu i zniknął za zakrętem. Rozumiesz coś z tego?! wykrzyknął Harry z rozbawieniem. Najpierw nasściga, a kiedy nas złapał, wyprzedza i ucieka.W chwilę pózniej znali już przyczynę.W oddali dał się słyszeć ledwie uchwytny głossyreny, który stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy, aż wreszcie samochód policjiz Rocky Beach zatrzymał się koło nich.Syrena zamilkła i nachmurzony oficer wysiadłi podszedł do chłopców. No dobra, zobaczymy twoje prawo jazdy zwrócił się surowo do Harry ego. Widziałem wielu kierowców, ale żaden nie jechał przez te wzgórza tak, jak ty przedchwilą.Nawet jeżeli masz prawo jazdy, czekają cię kłopoty!ROZDZIAA 11Drugi Gerald Mam go! wrzasnął mały człowieczek o imieniu Gerald, trzymając Pete aw mocnym uścisku. Nie wypuszczaj go! polecił Carlos.Złapał z biurka nóż do otwierania listówi przycisnął jego koniec do piersi Jupitera. Teraz, młody człowieku, stój spokojnie i podaj mi wszystkie wiadomości, jakiemasz.Jupiter zamarł w bezruchu.Pete jednak, nie dostrzegając, że Carlos jest uzbrojony,nie poddawał się bez walki.Był członkiem szkolnej drużyny zapaśniczej, wiedział więc,jak oswobodzić się z uchwytu.Wyrzucił ramiona w bok, równocześnie gwałtownymruchem pochylając ciało do przodu.Gerald przeleciał nad jego głową.Spadł prosto naCarlosa, który przewrócił się pod jego ciężarem. Uciekajmy stąd, Drugi krzyknął Jupiter.Carlos, leżąc oszołomiony na podłodze, wciąż trzymał w dłoni karteczkę, którą do-stali od pani Harris.Jupiter wyrwał ją z palców Carlosa po czym zawrócił do drzwi.Zanim uczynił to Pete.Chłopcy zderzyli się i na moment utknęli w drzwiach, ale po chwilipędzili już w kierunku auta. Zegar! krzyczał Pete. Zostawiłeś zegar! Przecież to nie był oryginał odpowiedział Jupiter, wsiadając do samochodu. Panie Worthington, proszę nas stąd szybko zabrać! Oczywiście odparł kierowca.Ruszył z miejsca tak gwałtownie, że chłopcy sto-czyli się na podłogę.Kiedy się pozbierali, Jupe potrząsnął trzymaną w ręku kartką. To jest ważna rzecz, wiadomość od pana Zegara powiedział odzyskałem jąi. urwał.Obaj patrzyli na papier.Był przerwany w połowie.Jupiter miał tylko część.Reszta pozostała w dłoni Carlosa. Nie! jęknął Pete. To fatalne.Straciliśmy pół szyfru. Może powinniśmy wrócić zastanawiał się Jupe.41 I zmierzyć się znowu z tymi typami? zaprotestował Pete. Nie po chwili namysłu zgodził się Jupiter. Carlos zdążył już na pewno scho-wać pozostałą część informacji i wszystkiemu by zaprzeczył. Dokąd teraz? zapytał Worthington. Czy chcecie wrócić do KwateryGłównej? Nie odpowiedział Jupiter. Trzeba dotrzeć do następnej wiadomości.To oczy-wiste, że Gerald Cramer nie był właściwym Geraldem.Spróbujmy zobaczyć się z Geral-dem Watsonem i podał adres Worthingtonowi. Słuchaj, Pierwszy powiedział Pete tak sobie myślę, że ten mały GeraldCramer nie miał żadnej wiadomości od pana Zegara.Mimo to i on, i Carlos byli ogrom-nie zainteresowani całą sprawą.Co o tym sądzisz? Nie jestem pewien odparł Jupiter. Wszystko wskazuje na to, że oni wiedząo panu Zegarze coś, czego my nie wiemy, i uważają posiadane przez nas informacje zaważne.Musimy postarać się odkryć dlaczego.Może wszystko się wyjaśni, gdy uzyskamypozostałe wiadomości? Najpierw będziemy musieli poukładać je w sensowną całość zaśmiał się gorzkoPete. Zdaję sobie z tego sprawę mruknął Jupiter. Musimy zrobić, co się da, byosiągnąć nasz cel.Panie Worthington, czy jesteśmy już pod właściwym adresem? Na to wygląda odpowiedział angielski szofer i zatrzymał wóz. Czy i tymrazem grozi wam niebezpieczeństwo? Nie sądzę odparł Jupiter. Zawołamy, jeśli będziemy w potrzebie.Chodz,Drugi!Pete poszedł za nim, drogą wiodącą do ładnego, małego domu w stylu hiszpańskim,stojącego w ogrodzie.Starszy pan, zajęty przycinaniem krzaków róż, podniósł głowęi spojrzał na nich. Czy pan Gerald Watson? zapytał Jupiter. Tak, to ja mężczyzna skinął głową, zdejmując rękawiczki ogrodnicze. Czymmogę wam służyć? Nie sądzę, aby sprowadzała was tu chęć posiadania mego autografu zaśmiał się. Lata minęły od czasu, kiedy je rozdawałem.Ale gdy występowałemjako detektyw w Krzyku o północy , wielu ludzi prosiło mnie o to.Nie przypuszczam,żebyście kiedykolwiek o tym słyszeli. Nie, proszę pana przyznał Jupiter. Czy to było słuchowisko radiowe o du-chach? Niezwykle przerażające odpowiedział Gerald Watson [ Pobierz całość w formacie PDF ]