[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był lekko zgarbiony, lecz miał lwią grzywę zaczesanych do tyłu siwych włosów.Po chwili wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi trzymaną w ręce laską.W stajni znowu zrobiło się ciemno i przez jakiś czas trudno było w niej cokolwiek dostrzec.Nikt się nie odezwał.Alessan nawet nie podniósł wzroku.Skończył grać melodię miękko, z uczuciem.Devin patrzył na grającego księcia i zastanawiał się, czy jest tu jedynym człowiekiem, który rozumie, co dla niego znaczy muzyka.Pomyślał o tym, co Alessan przeszedł tylko tego jednego dnia i dokąd jedzie, i słuchając smutnego zakończenia piosenki, doznał osobliwych odczuć.Zobaczył, że książę odkłada fletnię ruchem pełnym żalu.Odkłada to, co przynosi mu ulgę, i z powrotem bierze na ramiona swój ciężar.Wszystkie ciężary będące jego dziedzictwem, ceną jego krwi.- Dziękuję, że przyszedłeś, stary przyjacielu - powiedział cicho Alessan do mężczyzny stojącego w drzwiach.- Będziesz moim dłużnikiem, Alessanie - odparł starzec czystym, mocnym głosem.- Skazałeś mnie na skwaśniałe mleko i zepsute mięso przez miesiąc.- Tego się bałem - rzekł w ciemności Alessan.Devin usłyszał w jego głosie serdeczność i niespodziewane rozbawienie.- Menna wcale się nie zmieniła, co?Mężczyzna prychnął.- Menna i zmiana nie współistnieją - powiedział.- Są z tobą nowi ludzie i brakuje jednego przyjaciela.Czy nic mu się nie stało?- Nie.Jest o pół dnia jazdy na wschód.Mam ci dużo do powiedzenia.Przyjechałem nie bez powodu, Rinaldo.- To dla mnie jasne.Jeden mężczyzna ze zwichniętą nogą.Inny z raną od strzały.Obaj czarodzieje nie są zachwyceni, ale nic nie poradzę na ich brakujące palce i żaden z nich nie jest chory.Szósty teraz się mnie boi, ale niepotrzebnie.Devin wstrzymał ze zdumienia oddech.Siedzący obok niego Ducas zaklął głośno.- Wytłumacz to! - warknął wściekle.- Wytłumacz to wszystko!Alessan śmiał się.Śmiał się też, ale ciszej, mężczyzna, którego nazwał Rinaldem.- Jesteś zepsutym i małostkowym starcem - rzekł książę, jeszcze się śmiejąc - a zaskakujesz ludzi dla samej przyjemności.Powinieneś się wstydzić.- W moim wieku zostało mi tak mało przyjemności - odparł starzec.- Czy i tej chcesz mi odmówić? Twierdzisz, że masz mi wiele do powiedzenia? Mów zatem.Alessan spoważniał.- Dziś rano odbyłem w górach pewne spotkanie.- A, myślałem o tym! I co z niego wynikło?- Wszystko, Rinaldo.Wszystko.Tego lata.Zgodził się.Będziemy mieli te listy.Jeden do Alberico, jeden do Brandina i jeden do gubernatora Senzio.- A - powtórzył Rinaldo.- Do gubernatora Senzio.- Powiedział to cicho, lecz nie potrafił całkowicie ukryć w głosie podniecenia.Postąpił krok do przodu.- Nie marzyłem, że dożyję tego dnia.Czy zaczniemy działać, Alessanie?- Już zaczęliśmy.Ducas wraz ze swymi ludźmi przyłączył się dzisiejszego wieczoru do nas w bitwie.Zabiliśmy trochę Barbadiorczyków i Tropiciela, którzy ścigali jadącego z nami czarodzieja.- Ducas? To on? - Starzec cicho gwizdnął, co było dziwnie niestosownym dźwiękiem.- Teraz wiem, dlaczego się boi.Masz w tej wiosce pewną liczbę wrogów, mój przyjacielu.- Zdaję sobie z tego sprawę - rzekł sucho Ducas.- Rinaldo - powiedział Alessan - czy pamiętasz oblężenie Borifortu, kiedy najechał te ziemie Alberico? Opowieści o rudobrodym kapitanie, jednym z przywódców tamtejszych Tregeańczyków? O tym, którego nigdy nie odnaleziono?- Ducas di Tregea? To on? - Starzec znów gwizdnął.- Zatem cieszę się z tego spotkania, kapitanie, chociaż w gruncie rzeczy już się znamy.Jeśli dobrze pamiętam, byłeś w orszaku, diuka Tregei, kiedy jakieś dwadzieścia lat temu składałem tam oficjalną wizytę.- A skąd przybywałeś? - zapytał Ducas, wyraźnie usiłując zrozumieć sytuację.Devin współczuł mu: robił to samo, a wiedział nieco więcej od rudobrodego.- Z.z prowincji Alessana? - zaryzykował Ducas.- Z Tigany? Ależ oczywiście - wtrącił szorstko Erlein di Senzio.- Oczywiście, że pochodzi stamtąd.To jeszcze jedno urażone paniątko z zachodu.Czy dlatego mnie tu przyprowadziłeś, Alessanie? Żeby mi pokazać, jak dzielny może być stary człowiek? Wybacz, ale nie skorzystam z tej lekcji.- Nie usłyszałem początku - powiedział cicho Rinaldo do czarodzieja.- Co mówiłeś?Erlein zamilkł, odwracając się od Alessana do stojącego przy drzwiach mężczyzny.Nawet po ciemku Devin widział jego nagłe zmieszanie.- Wypowiedział nazwę mojej prowincji - rzekł Alessan.- Obaj sądzą, że z niej pochodzisz.- To oburzająca potwarz - powiedział spokojnie Rinaldo.Zwrócił swoją dużą, piękną głowę w kierunku Ducasa i Erleina.- W swej próżności myślałem, że może mnie rozpoznaliście.Nazywam się Rinaldo di Senzio.- Co? Senzio? - zawołał Erlein, wytrącony z równowagi.- Niemożliwe! Zapadła cisza.- Kim właściwie jest ten arogant? - rzucił Rinaldo w powietrze.- Obawiam się, że moim czarodziejem - odparł Alessan.- Związałem go z sobą dzięki darowi Adaona dla linii naszych i książąt.Chyba kiedyś ci o tym mówiłem.Nazywa się Erlein.Erlein di Senzio.- A! - Rinaldo powoli wypuścił powietrze.- Rozumiem.Związany czarodziej, i w dodatku Senzianin.To tłumaczy jego gniew.- Postąpił kilka kroków do przodu, badając grunt przed sobą laską.Dopiero w tej chwili Devin zdał sobie sprawę, że Rinaldo jest niewidomy.Ducas doszedł do tego samego wniosku.- Nie masz oczu - powiedział.- Nie - odparł spokojnie.- Kiedyś je oczywiście miałem, ale siedemnaście lat temu mój bratanek za namową obu tyranów uznał je za nieodpowiednie dla mnie.Byłem na tyle lekkomyślny, że przeciwstawiłem się decyzji Casalii zrzeczenia się pozycji diuka i zostania gubernatorem.Kiedy Rinaldo mówił, Alessan cały czas wpatrywał się pilnie w Erleina.Devin poszedł za jego przykładem.Czarodziej nigdy jeszcze nie zdradzał takiego pomieszania.- A zatem wiem, kim jesteś - powiedział, prawie się jąkając.- Oczywiście, że wiesz.Tak jak ja znam ciebie i jak znałem twego ojca, Erleinie bar Alein.Byłem bratem ostatniego prawdziwego diuka Senzio i jestem wujem podłej zakały naszego rodu, Casalii, który teraz jest gubernatorem Senzio.Byłem tak dumny z tego pierwszego pokrewieństwa, jak mi wstyd za to drugie.Erlein powiedział, wyraźnie starając się zachować panowanie nad sobą:- Ale przecież wiedziałeś, co planuje Alessan.Wiedziałeś o tych listach.Powiedział ci o nich.Wiesz, co zamierza z nimi zrobić! Wiesz, co to oznacza dla naszej prowincji! I mimo to trzymasz z nim? Pomagasz mu? - Przy tych ostatnich słowach jego głos wzniósł się nierówno w górę.- Ty głupi, mały człowieku - powiedział powoli Rinaldo, wypowiadając twardym jak kamień głosem każde słowo oddzielnie dla nadania im większej wagi.- Oczywiście, że mu pomagam.Jak inaczej mamy dać sobie radę z tyranami? Jakie inne pole bitwy jest w ogóle możliwe dzisiaj w Dłoni, jeśli nie nasze biedne Senzio, gdzie Barbadior i Ygrath krążą wokół siebie niczym wilki, a mój rozpustny bratanek topi się w alkoholu i zalewa swym nasieniem tyłki dziwek! Chciałbyś, żeby wolność przyszła łatwo, Erleinie bar Alein? Uważasz, że spada ona jak żołędzie z drzew jesienią?- On myśli, że jest wolny - rzekł bez ogródek Alessan.- Albo że byłby wolny, gdyby nie ja.Myśli, że był wolny, dopóki nie spotkał mnie w zeszłym tygodniu nad strumieniem w Ferraut.- W takim razie nie mam mu już nic więcej do powiedzenia - powiedział z pogardą Rinaldo di Senzio.- Jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]