[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zamierzasz mnie wydać? - pytam wyzywającymtonem.Wiem, że mnie wyda.Wiem to od chwili, gdyzobaczyłam bliznę, gdy zobaczyłam pustkę w jej oczachprzypominających jezioro, które straciło swoją głębię.Tymczasem ona albo nie wyczuła ironii, albo postanowiłają zignorować.- Zamierzam - odpowiada spokojnym tonem.- Ale jeszczenie teraz.Na jej twarzy pojawia się lekkie wahanie, jak gdybychciała dodać coś jeszcze, lecz odwraca się do szyby iprzygryza wargę.Ten odruch mnie zastanawia.To zmarszczka na tafli jejspokoju, wyrwa w jego powierzchni, której się niespodziewałam.Jakby dawna Hana wyglądała spod tej lśniącejnowej maski.To znowu wywołuje u mnie skurcz żołądka.Nagle ogarnia mnie chęć, by zarzucić jej ręce na szyję,wdychać jej zapach dwa muśnięcia wanilią na łokciach orazjaśminu na szyi i wyznać, jak bardzo za nią tęskniłam.Akurat wtedy dostrzega, że się w nią wpatruję i zaciskausta w sztywną l in i ę, ja zaś przypominam sobie, że dawnaHana odeszła.Pewnie nawet pachnie inaczej.Nie zapytała anirazu, co się ze mną działo, gdzie byłam przez cały ten czas, jakto się stało, że znowu jestem w Portland, umazana krwią i wubraniu pokrytym błotem.Ledwie na mnie spogląda, a jeślijuż, to z obojętną ciekawością, jak na dziwny okaz zwierzęciaw zoo.Spodziewam się, że skręcimy w stronę West Endu, alezamiast tego wyjeżdżamy z półwyspu.Hana musiała sięprzeprowadzić.Domy tutaj są nawet większe i okazalsze niż wjej dawnej dzielnicy.W sumie nie powinnam być zaskoczona.Tego nauczyłam się w ruchu oporu.W remedium chodzi okontrolę.Chodzi o utrzymanie status quo.Bogaci stają sięjeszcze bogatsi, podczas gdy biedni gnieżdżą się w ciasnychmieszkaniach przy wąskich uliczkach i wmawia im się, że sąchronieni, a za posłuszeństwo obiecuje się nagrodę w niebie.Niewola przybiera pozory bezpieczeństwa.Skręcamy w ulicę wysadzaną rozłożystymi klonami,których gałęzie splatają się nad naszymi głowami, tworzączielony baldachim.Miga mi przed oczami znak uliczny: EssexStreet.Mój żołądek skręca się gwałtownie.Essex Street 88 tomiejsce, gdzie Pippa podłożyła bombę.Ile minęło od rykusyreny? Dziesięć minut? Piętnaście?Pot zaczyna mi spływać po plecach.Wpatruję się w mi-jane skrzynki pocztowe.Jeden z tych domów jedna z tychwspaniałych białych willi, zwieńczonych jak tort misternymokratowaniem i kopułami, otoczonych rozległymi białymigankami i oddzielonych od ulicy intensywnie zielonymitrawnikami wyleci w powietrze za niecałą godzinę.Samochód zwalnia i zatrzymuje się przed bogatozdobioną bramą.Kierowca opuszcza szybę, by wstukać naklawiaturze kod, a brama otwiera się z brzękiem.To miprzypomina dom Juliana w Nowym Jorku.Znów zdumiewamnie fakt, że cała ta energia jest do dyspozycji tylko garstkiludzi.Hana wciąż spogląda niewzruszenie za okno, a mnieogarnia nagła chęć, by walnąć pięścią w jej odbicie w szybie.Ta dziewczyna nie ma pojęcia, jaki naprawdę jest świat.Nigdynie zaznała głodu ani niedostatku, chłodu czy najdrobniejszychniewygód.Nie mogę się nadziwić, że kiedykolwiek była mojąnajlepszą przyjaciółką.Przecież zawsze żyłyśmy w dwóchróżnych światach.Byłam po prostu na tyle naiwna, by myśleć,że to nie ma znaczenia.Za szybą widzę wysoki żywopłot po obu stronachkrótkiego podjazdu prowadzącego do ogromnej willi, większejniż wszystkie, które widziałam do tej pory.Nad frontowymidrzwiami wisi numer.88.Na chwilę ciemnieje mi w oczach.Mrugam powiekami,lecz numer nie znika.Essex Street 88.Bomba jest właśnie tu.Spływający potłaskocze mnie w plecy.To przecież bez sensu.Inne bombyzostały podłożone w centrum miasta, w strategicznychmiejscach, tak jak to było parę miesięcy temu. Mieszkasz tutaj? pytam Hanę.Wysiada zsamochodu z tym samym irytującym spokojem, jak gdybyśmyudawały się na spotkanie towarzyskie.Znowu przez chwilę dostrzegam na jej twarzy wahanie. To dom Freda mówi. Chyba mogę powiedzieć,że teraz i mój. Kiedy dalej wpatruję się w nią pytająco, wy-jaśnia: Freda Hargrove'a.Jest teraz burmistrzem.Zupełnie zapomniałam, że Hana została sparowana zFredem Hargrove'em.Dotarły do nas informacje, że jego ojcieczginął podczas Incydentów.Najwyrazniej Fred zajął miejsceojca.Teraz już wiem, dlaczego bombę podłożono w jegodomu.Nie ma nic bardziej symbolicznego niż uderzenie wsamego przywódcę.Jednak przeliczyliśmy się: to nie Fredbędzie wtedy w domu, tylko Hana.Zaschło mi w gardle.Jeden z jej zbirów próbuje mniezłapać i wyciągnąć z samochodu, lecz udaje mi się wyszarpnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]