[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paschalis uklęknął i delikatnie opadł na nią.Leżał tak chwilę, bojąc się oddychać. No i co dalej? , zapytała dziewczyna.Wziął jej ręce i rozłożył je szeroko.Palce dotknęły wnętrza jej dłoni było twarde i szorstkie.Twarzą dotykałjej włosów, pachniały smażonym tłuszczem.Dziewczyna leżała pod nim nieruchomo, czuł, jak miarowooddycha. Może nie jest tu za ciepło, ale lepiej by było, żebyś się rozebrał , powiedziała nagle spokojnie.Zastanowił się, potem podniósł i zaczął zdejmować ubranie.Ona szybko wysunęła się z sukienki.Terazdotykali się nagą skórą.Wsłuchiwał się w jej oddech.Skórą brzucha czuł łaskotanie jej szorstkich włosów. Coś z tobą nie tak , szepnęła mu do ucha i poruszyła miarowo biodrami.Nie odpowiedział, nie poruszył się.Wzięła jego rękę i delikatnie poprowadziła między swoje nogi.Szukał otworu idącego w głąb ciała, który takczęsto sobie wyobrażał, ale wszystko było inaczej. Tak, właśnie tak , powiedziała dziewczyna.Nagle jego palce przestraszyły się, cofnął rękę i próbował się podnieść, ale przyciągnęła go z powrotemnogami. Jesteś taki piękny, masz włosy jak kobieta.Wtedy on sięgnął po jej rzuconą sukienkę i wstał.Patrzyła zdziwiona, jak ją z namaszczeniem wkłada.Uklękła i pomogła zasznurować gorset. Pończochy , powiedział.Zciągnęła je z nóg i podała mu.Sięgały mu ledwie do kolan.Zamknął oczy i przeciągnął rękami po swoichpiersiach i biodrach.Poruszył się, a suknia poruszyła się razem z nim. Połóż się tak jak przedtem, rozłóż szeroko ręce, wtedy otworzę oczy , powiedział.Zrobiła tak, jak jej kazał.Stanął nad nią i długo patrzył, potem uniósł fałdy spódnicy i uklęknął między jejnogami.Opadł na nią powoli, wsunął się bez błędu, jakby ćwiczył to setki razy, a potem powolii systematycznie zaczął ją przybijać do ziemi.SenDostałam list.Leżał na biurku z innymi papierami, które zbierają się w kupki, gdy nas nie ma, i które trzebaczytać jeden po drugim, tracąc bezpowrotnie radość wyciągania ze skrzynki pojedynczych kopert odkonkretnych ludzi i czytania ich w namaszczonym skupieniu.Leżał wśród ulotek wyborczych, wśródreklamówek makro cashów, szkół językowych, wśród wyciągów z kont, rachunków za telefon, listówz pieczątką zamiast nazwiska nadawcy; wezwań do urzędów, pocztówek z lakonicznymi pozdrowieniami,przypomnień, informacji, zawiadomień.I on sam też nie był właściwie listem, jakby ten gatunek przesyłekniezauważalnie wymarł.To była raczej reklamówka, świstek z tekstem niewyraznie odbitym na ksero,zamazany, rozlany druk czegoś takiego nie chce się nawet przeczytać do końca.Tkwił międzywyborczymi ulotkami jakichś partii.I nie był to list pod jeszcze jednym względem, bo sam stanowił dla siebiekopertę, jak to w zwyczaju mają pisma urzędowe arkusz papieru złożony na cztery z zakładkąposmarowaną klejem.Na tym adres i znaczek.Pierwsze słowa brzmiały: Obudz się.Dalej nie czytałam albo zapomniałam, co tam dalej było napisane.Może: Obudz się.Polska stoi na skraju przepaści.Głosuj na naszą listę! Albo: Obudz się.Nie zmarnujokazji.Przy zakupie powyżej 300 złotych prezent w postaci zestawu cebulek różnych odmian narcyzów.Albo: Obudz się ze znajomością obcego języka.Nasz system nauki w czasie snu zapewnia opanowaniejęzyka w ciągu trzech tygodni.Pamiętam tylko, że rozcinałam go nożem, jak wszystkie listy, i teraz każdynóż kojarzy mi się z tym Obudz się chyba już na zawsze.Rozcinanie płaskiego ciała złożonego papieru,patroszenie papierowego zwierzęcia, żeby dostać się do jego pełnych znaczenia, wróżebnych wnętrzności.Borowik ponury w śmietaniePrzyjechali znajomi z Wałbrzycha i poczęstowałam ich grzybami.W ostatniej chwili zapytali, co to za grzyby,a gdy im powiedziałam nie jedli.Tak jakby jedzenie czy niejedzenie czegoś mogłoby nas uratować przedśmiercią.Umiera się bez względu na to, czy się zjada to, czy tamto, czy się robi to, czy tamto, czy się myślito, czy tamto.Wygląda na to, że śmierć jest momentem bardziej naturalnym niż życie.Taka olszówka,zanim w nowoczesnych przewodnikach została uznana za trującą, była smacznym grzybem.Jadły ją całepokolenia, bo rośnie wszędzie.Gdy byłam dzieckiem, zbierało się ją do osobnego koszyka, żeby potemdługo ją gotować, a wodę odlać.Teraz się mówi, że olszówka zabija powoli, atakuje nerki, odkłada sięgdzieś we wnętrznościach i niszczy.Jedząc olszówki pozostaje się więc w tym samym momencie żywymi martwym jednocześnie.W jakimś procencie jest się żywym, w jakimś procencie martwym.Trudnopowiedzieć, kiedy jedno przechodzi w drugie.Nie wiadomo dlaczego ludzie przywiązują wielką wagę dotego jednego, krótkiego momentu albo albo.Borowika ponurego w winie i w śmietanie robi się tak:około kilograma borowików ponurych4 łyżki masłaćwierć szklanki białego wytrawnego wina (najlepiej czeskieze słoneczkiem)szczypta pieprzu, szczypta papryki ostrejsólszklanka śmietanypół szklanki utartego oscypka.Grzyby smaży się przez 5 minut na maśle.Dolewa wino i dusi jeszcze 3 minuty.Potem dodaje się pieprz,paprykę i sól, wlewa śmietanę, wsypuje ser i miesza.Podaje się na grzankach albo z ziemniakami.UpałyW gorące dni przez całe południe Marta siedziała w słońcu przed domem i ze swojej ławeczki obserwowałanasz dom.Miała na sobie zawsze ten sam sweter, pod nim jej skóra musiała się nagrzewać i pocić.Naprzełęczy, pod krzakiem czarnego bzu leżał motocykl wopisty.Obok wopista z lornetką zamiast oczupatrzył na Martę i na nas.Jeszcze wyżej, na bezchmurnym znieruchomiałym niebie falował jastrząb,o którym mówiliśmy Duch Zwięty, bo poruszał się tak, jak Duch Zwięty poruszać się powinien, bez wysiłkui wszystkowiedząco.Oglądał wopistę, który patrzył na Martę, która patrzyła na nas.Przez cały upalnymiesiąc Marta widziała to samo.Całe dnie siedzieliśmy na drewnianym tarasie.Kiedy tylko słońce wyszło zza jabłonek, rozbieraliśmy sięprawie do naga i pokazywaliśmy niebu białe ciała.Smarowaliśmy kremem skórę, a nogi wyciągaliśmy nadostawianych krzesełkach.Podążaliśmy twarzą za słońcem.Koło południa znikaliśmy na chwilę w sieni piliśmy kawę a potem znów leżeliśmy w słonecznych plamach.Chwała Bogu, że istnieją chmury, które choć na chwilę dają ukojenie ich skórze, myślała pewnie Marta [ Pobierz całość w formacie PDF ]