[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie przemawiała jak Iynne, którą znałem.W jej głosie brzmiała szydercza nuta.- Jak wiesz, nie jestem już wasalem, ponieważ banita nie może być człowiekiem honoru - odparłem.Uchybiłem moim obowiązkom, a tego nie można wymazać.- Chcesz więc zabrać mnie z powrotem.do tych, którzy nie patrzą dalej niż na trudy swoich rąk, którzy nie władają mocą i nawet nie wiedzą, że naprawdę są półgłówkami.- Mówiła piskliwie i coraz głośniej.- Nie jestem niewolnicą, z którą możesz zrobić, co zechcesz, ani głupim i bezwolnym stworzeniem.Jestem.- Umilkła, a jej energiczny protest wywarł na mnie takie warzenie, że zapytałem:- Kimże więc jesteś, panienko Iynne?Zaskoczył mnie jej głośny śmiech.Później odparła szyderczo:- Zaczekaj i sam zobaczysz, banito.Wtrąciłeś się do spraw, których nie powinieneś był tykać, bez względu na to, jak daleko i wysoko mierzysz.Noszę teraz w łonie - tak, ja, dziewica - noszę w łonie dziecko! Przyszłego władcę mocy, mocy tak wielkiej, że zostanie panem tego świata.Jestem wybranką boga! Nie możesz mnie stąd zabrać.Spróbuj, a sam zobaczysz! Jestem teraz cząstką największej siły tej krainy.Pomyślałem o starej wiedźmie i o rzucanych przez nią przekleństwach, o dwóch potworach, które światło czary uwięziło w świątyni.Ich wszystkich łączyło jeśli nie pokrewieństwo, to co najmniej przymierze z mieszkańcem czarnej wieży.Nie potrafiłem znieść myśli, że Iynne cieszyła się, iż posiadło ją tak wielkie zło.Musi znajdować się pod wpływem czarów, przecież dobrowolnie nie wybrałaby Ciemności?!Zwolniłem kroku, wyjąłem zaklętą czarę i zwróciłem ją tak, żeby moja kuzynka mogła spojrzeć na twarz Pana w Koronie z Jelenich Rogów.Lśnił tak jasno w blasku księżyca, jakby zimny metal wyczuł moje zamiary i chciał mi pomóc.- Czy wiesz, kto to jest, Iynne?- Tak, to jest Kurnus, Łowca.Ale co ty masz z nim wspólnego, Elronie? - zapytała z zaskoczeniem.- On jest strażnikiem i opiekunem Księżycowej Pani.To ona mnie przywołała i na jej rozkaz stałam się tym, kim jestem.Nie, tamten obrzęd, ohydny jak smród złych mocy, na pewno nie dotyczył Dians, którą czciła Gathea, ani Gunnory czy Łowcy Ukoronowanego Rogami.Ktoś zniekształcił, wypaczył jakiś rytuał, by schwytać w pułapkę Iynne.Dla naszego wspólnego bezpieczeństwa należało się dowiedzieć, jak głęboko tkwiła w tym wszystkim.- Czy to Dians cię wezwała? - spytałem.- Dians? - powtórzyła, jakby nigdy dotąd nie słyszała tego imienia.- Kto to jest Dians? Mnie wezwała Raidhan, Najstarsza z Trójcy, władczyni Ciemnego Księżyca.Ona jest Mądrą Panią, która ożywi Wielkiego Pana.Przywołała mnie, żebym stworzyła ciało, którym On będzie mógł się posłużyć.- A czy Gunnora również do ciebie przemówiła? - pytałem dalej.- Dians, Gunnora! - W jej głosie zabrzmiało rozdrażnienie.- To imiona, które nic nie znaczą.Skąd je znasz, banito? Ach, zapomniałabym o najważniejszym! Dlaczego nosisz czarę Rogatego Łowcy?- Podarowano mi ją.Posłuchaj, Iynne, wpadłaś w ręce złych mocy.Dians i Gunnora są prawowitymi władczyniami księżyca.To ich władzę uzurpowała sobie twoja Raidhan.Czy kiedy zobaczyłaś tamte potwory w świątyni, nie zrozumiałaś, że masz do czynienia z Ciemnością?- W głowie ci się pomieszało! - wrzasnęła piskliwie.- To ty zadawałeś się z Ciemnością, nie ja! Mówię ci, że mnie wezwano, że zostałam wybrana.Spędziłam tę noc w ramionach Wielkiego Pana.Jestem jego ukochaną, wybranym przezeń naczyniem.Wtedy omal się nie uwolniła.Odwróciła się gwałtownie i spróbowała podrapać mi twarz.Nie byłem na to przygotowany i w rękach pozostała mi tylko opończa.Rzuciłem się do przodu, przycisnąłem jej ramiona do boków i trzymałem tak blisko siebie, że zobaczyłem grymas strachu i wstrętu na jej twarzy.- Nie będę z tobą dyskutować.- W tej chwili zrozumiałem, że nie przekonają jej żadne argumenty.Gathea.Gruu.Oddałbym miecz, żeby znów byli przy mnie.Wciąż nie dawała mi spokoju myśl, że złe moce nadal ich wiążą w tamtym mrocznym miejscu, na innej płaszczyźnie istnienia.- Chodzi o to, że jesteśmy zupełnie sami w krainie pełnej czarodziejskich zasadzek - ciągnąłem.- Musimy trzymać się razem, gdyż inaczej zginiemy.Iynne opuściła ręce i potoczyła spojrzeniem wokół.Księżyc świecił tak jasno, że zobaczyłem, jak przez jej twarz przemknął cień przerażenia.- Ja byłam bezpieczna.Ja jestem bezpieczna! Raidhan i tak mnie znajdzie! - zawołała.Ale w jej głosie już zabrakło poprzedniej pewności siebie.Odniosłem wrażenie, że zrezygnowała z dalszej walki ze mną, ja zaś nie chciałem tkwić tu na środku drogi, która wiodła prosto do miejsca, które może kiedyś było Świątynią Księżyca, lecz teraz stało się siedliskiem zła.Chwyciłem dziewczynę za ramię, rozkazałem iść dalej.Nie protestowała.Potrzebowałem jakiegoś schronienia.Wszystko, przez co przeszedłem, choć obecnie przypominało koszmarny sen, bardzo mnie zmęczyło.Jeśli znajdę dobre miejsce na obozowisko, czy spokojnie zasnę, pewien, że Iynne nie ucieknie? Może będę musiał związać jej ręce i nogi.Nie widziałem w tym nic niewłaściwego, zważywszy, czego byłem świadkiem w opustoszałej świątyni.Droga przed nami skręcała, omijając łańcuch pagórków niezwykle przypominających mi kurhany, jakie w naszej dawnej ojczyźnie wasale wznosili panom, którzy zapewnili im bezpieczne życie.Może się nie myliłem i w tym kraju żyli niegdyś wielcy wojownicy i sławni wodzowie?Wiatr, który dotąd nieustannie szeleścił w wysokiej trawie i w gałęziach drzew, zmienił teraz kierunek.Dął bardziej z prawa, z zachodu, przynajmniej tak osądziłem na podstawie położenia gwiazd.Niósł ze sobą znajomą woń, ostrą i świeżą.Taka sama kiedyś rozchodziła się z zaklętej czary! Instynktownie zwróciłem się ku niemu, szukając czegoś - sam nie wiem czego - co mogło okazać się więzią łączącą mnie z Panem w Rogowej Koronie.Tak mnie oszołomiły wszystkie przejścia, że gotów byłem przyjąć jako przewodnika nawet zapach.Wąska ścieżka oddzielała się od drogi i wijąc się między kurhanami biegła na zachód.Czy powinniśmy nią pójść, mając za wskazówkę tylko zapamiętany aromat? Kiedy zatrzymałem się przy ścieżce, zobaczyłem przecinające ją czarne cienie mogił.Iynne znowu stawiła opór.- Dokąd idziesz? - zapytała.Wydawało się, że były w niej dwie osoby: nad uległą i posłuszną dziewczyną z Domu Garna znacznie częściej jednak brała górę inna, wrogo do mnie nastawiona, spragniona niezwykłości i pierwszych doznań swobody.Miałem rację, zapach, którego szukałem, był mocniejszy w dolinie między pagórkami.Trzymając Iynne tylko jedną ręką, drugą wyjąłem czarę i odruchowo zwróciłem obliczem Łowcy w stronę ścieżki.Tak bardzo przywykłem, że pomagają mi lub przeszkadzają siły przekraczające ludzkie zrozumienie, iż zgoła się nie zdziwiłem, gdy srebrne oczy znów ożyły.Dwa snopy słabego światła strzeliły ku wzgórzom [ Pobierz całość w formacie PDF ]