[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kontrolował swój oddech - powinien być głęboki i równy.Mura był obok, ale Dan nie mógł odwrócić głowy, żeby sprawdzić.Zaczął zmienić swą pozycję stopniowo, przesuwając się o milimetry.Nie miał pojęcia, co dokładnie mu grozi, ale wystarczyło to niemal namacalne poczucie strachu, żeby zachować maksimum ostrożności.Dostrzegł wreszcie drzwi.Dochodziły stamtąd głosy.Może Kapitan i Van Ryck nadal tam siedzeli.Dobrze, to są drzwi, a teraz kawałek ściany przy nich.Zobaczył trójwymiarowe malowidło, jaskrawy krajobraz z jakiegoś dziwnego świata, świata martwego, pozbawionego życia, a mimo to w jakiś niesamowity sposób pięknego, zdecydował się przesunąć rękę pod lekkim kocem.Chciał obudzić Murę.Wiedział, że steward nie zdradzi ich, nawet jeśli zostanie wyrwany ze snu.Ręka przesunięta, głowa też.Jest malowidło, a przy nim pas tkanego materiału z diamentami i szmaragdami.Kamienie lśnią, że aż oczy bolą.A obok - obok jakieś ramiona zasłaniają częściowo to dzieło…Salzar!Tylko dzięki silnej woli, o którą Dan nawet się nie podejrzewał, zdołał pozostać w bezruchu.Na szczęście przestępca nie spoglądał w stronę łóżka.Bezszelestnie przesunął się w kierunku drzwi.Rich najwyraźniej stał się na powrót człowiekiem, ale w jego oczach widać było szaleństwo.W ręku trzymał dziwaczną tubę z jeszcze bardziej dziwną rękojeścią.To na pewno była broń.Nie stał już przy gobelinie - jego głowa zasłaniała częściowo obraz.Jeszcze dwa kroki i będzie przy drzwiach.Ręka, która miała obudzić Murę, napotkała na przyjazną dłoń sprzymierzeńca w samą porę.Steward też nie spał - było więc ich dwóch!Dan próbował zaplanować następny ruch.Leżał na plecach, przykryty grubym kocem.Niemożliwe, żeby udało mu się zaskoczyć Salzara.A jednak przestępca nie może dojść do tych drzwi, nie można mu pozwolić na strzały.Mura pchnął lekko dłoń Dana.To był znak.Czy na pewno dobrze zinterpretował ten ruch? Dan napiął wszystkie mięśnie i w momencie, gdy rozległ się przeraźliwy wrzask kolegi, zsunął się błyskawicznie na podłogę.Płomień rozdarł powietrze i łóżko stanęło w ogniu.Dan gwałtownie szarpnął dywan, na którym stał Salzar, ale ten nie stracił równowagi.Oparł się o ścianę i skierował broń w stronę zaplątanego w koc Branżowca.Nagle spokojne, pewne dłonie zaczęły się zaciskać na gardle przestępcy.To Van Ryck zaskoczył Richa od tyłu i stopniowo zwiększając ucisk zmusił go do poddania się.Mura i Dan powstali z kolan.Łoże, które przed chwilą było dla nich oazą spokoju, zżerał ogień.Przez jakiś czas trwało ogólne zamieszanie: przybyło mnóstwo ludzi z Patrolu i było trochę strzelaniny.Policjanci odprowadzili gdzieś Salzara.Dan usiadł na ławce: na zawsze chyba pozostanie mu niechęć do łóżek.Marzył tylko o tym, żeby wreszcie wyciągnąć swoje zmęczone ciało na własnej koi.Gdyby tak mógł znowu zasnąć na Królowej!Van Ryck położył na stole broń odebraną przestępcy.- Coś nowego - powiedział.- Może kolejna zabawka Przodków, a może to z jakiegoś statku.Służba Federacji na pewno rozwiąże wiele zagadek.My możemy być przynajmniej spokojni, że nasz drogi doktor jest pod kluczem.- Wyłącznie dzięki panu, Szefie! - zaznaczył Dan.Van Ryck uniósł brwi.- Ja jedynie dokończyłem to, co wy zaczęliście.Gdyby nas nie zaalarmował twój krzyk, Mura - skinął głową w stronę stewarda - może już by nas nie było.Mura ziewnął zasłaniając twarz dłonią.Miał rozpiętą tunikę i był trochę rozczochrany, ale jak zwykle doskonale kontrolował emocje.- Zatem było to wspólne przedsięwzięcie, proszę pana - odpowiedział.- Nie wrzasnąłbym tak, gdyby wcześniej nie obudził mnie Thorson.To on również pociągnął ten dywan.Zastanawiam się, dlaczego Salzar nie spalił nas, zanim ruszył do was.Dan zadrżał.Zapach spalonego łóżka i pościeli był tak silny, że zaczęło go mdlić.Musi natychmiast odetchnąć świeżym powietrzem, musi się nim zachłysnąć.I nie chce myśleć o tym, co by było gdyby…- To chyba wszystko - Kapitan Jellico w asyście Dowódcy Patrolu wszedł do pokoju.- Macie Richa, ale co z nimi? Mamy tu siedzieć i czekać, aż przeszukacie wszystkie zakamarki i policzycie wszystkie splądrowane statki?- Nie sądzę, Kapitanie, żebyście musieli zatrzymywać się tu dłużej niż parę godzin - zaczął Komandor, ale przerwał mu Van Ryck.- Ależ nam się zupełnie nie spieszy.Jest przecież kwestia naszych praw do Otchłani.Jeszcze tego nie omówiliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]