RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiadomość dotrze do mnie wystarczająco szybko.Tonio Treschi - śpiewak.Tak mówili o nim teraz ludzie, nawet przy Carlu, przy jego bracie odważali się go tak nazywać: Tonio Treschi - śpiewak!Wiele lat temu tamci powiedzieli, że dostarczą mu dowodów, a on to zlekceważył.Kiedy położyli przed nim skrwawione trze­wia w zaschniętym, łamliwym płótnie, przewrócił krzesło, by uciec od tego widoku, krzycząc: - Weźcie to ode mnie, weźcie to!- Wasza Ekscelencjo.- Federico coś do niego mówił.- Nie pójdę do domu.- Ekscelencjo, wciąż nie ma wiadomości, co oznacza, że istnieje możliwość.- Jaka możliwość?-.że im się nie udało.Cień irytacji w głosie Federica, cień niepokoju, oczy przebiega­jące po piazzy, omijające tę ciemno odzianą kobietę, która nagle znów się pojawiła.Nie widzisz jej? A ja ją widzę.Carlo uśmie­chnął się.- Nie udało? - Uśmiechnął się pogardliwie.- Jest przecież tylko cholernym eunuchem, na miłość boską! Mogliby go zadusić gołymi rękami!Podniósł butelkę, odpychając Federica niemalże zażyłym gestem, by odsłonił tę doskonałą wizję.Tak, znów tam była.- No dobrze, moja śliczna, chodź do mnie - powiedział szeptem i znów po­ciągnął szybko wódki.Tym razem był to duży łyk, przemywający mu usta i oczy.Deszcz był bezgłośny i lekki, jak srebrny wir.Rozkosznie paliło go w piersiach; nie odrywał butelki od ust.Przez ostatnie dni życia Marianna biegała otwierając gwałto­wnie szuflady i komody.- Oddaj mi to, nie masz prawa tego za­trzymywać.Włożę to tutaj, nie zatrzymasz mnie w domu.I ostrzeżenie starego lekarza: “zabije się”, a wreszcie Nina bie­gnąca korytarzem.- Nie odzywa się, nie rusza.- Zawodzenie, zawodzenie.Cztery godziny przed śmiercią wiedziała, że umrze.Otworzyła oczy i powiedziała: - Umieram, Carlo.- Nie pozwolę ci umrzeć! Marianno! - mówił, a później obudził się, kiedy nieznacznie się poruszyła, zobaczył jej otwarte oczy, usłyszał, jak mówi: - Tonio! - Nic już więcej nie rzekła.Tonio, Tonio i Tonio.- Do domu, signore.jeśli nie zostało to wykonane, jak trzeba, istnieje niebezpieczeństwo, że.- Że co? Pojechali ukręcić szyję kapłonowi.Jeśli jeszcze tego nie zrobili, to zrobią wkrótce.Nie chcę o tym rozmawiać, odejdź ode mnie.- Tonio Treschi - śpiewak! - szydził.- Statek powinien przywieźć jakąś wiadomość.- Tak, i jeszcze dowód! - rzekł.- Dowód.- Jego głowę w za­krwawionym worku.Weźcie to ode mnie, weźcie tooo.!Nigdy nie przestała go pytać: - Nie zrobiłeś tego, nie zrobi­łeś? - Tysiące razy zaprzeczał szeptem, tysiące razy w czasie pierw­szych dni po tym wydarzeniu, kiedy wszyscy napadli na niego jak drapieżne ptaki gotowe szarpać ciało.Przywierała do niego za zamkniętymi drzwiami, chwytała dłońmi jak szponami.- Mój syn, mój jedyny syn, nasz syn, nie zrobiłeś tego!- Powiedz mi to.- Śmiał się, śmiał.- Nie, kochana, po ty­siąckroć nie, nie mógłbym doprowadzić do czegoś takiego.On zro­bił to w swej popędliwości.- Wtedy jej twarz stawała się łagod­niejsza i, przynajmniej na chwilę, w jego ramionach, wierzyła.-.nic dobrego nie wyniknie z takiej żałoby.- Któż to powiedział?Odwrócił się zbyt szybko i dojrzał dwie oddalające się postacie w fałdzistych, czarnych vesti patricie i białych perukach.Jego bez­litośni, zawsze czujni koledzy senatorowie.Federico obserwował go wraz z innymi z bardzo, bardzo dale­ka, spod arkady.Cztery dobre sztylety i tyle mięśni mogły uchro­nić go od wszystkiego prócz szaleństwa, goryczy, jej śmierci; prócz niekończących się, okropnych lat bez niej, lat, lat.Oplotła go wilgotna samotność.Pragnął jej, swej Marianny.Jak­że można to opisać? Nawet kiedy płakała w jego ramionach, kiedy krzykiem domagała się wina i oskarżała go pijanymi oczami, ze ściągniętymi ustami ukazującymi najbielsze zęby.- Nie widzisz, że jestem teraz z tobą - mówił do niej.- Jesteśmy razem, inni odeszli, nigdy już nas nie rozdzielą, a ty jesteś tak piękna jak za­wsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl