[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słuchaj! Możemy wyśnić drogę do środka.- O czym ty mówisz.? Lepiej siadaj, bo zaczynasz się chwiać!- Możemy wyśnić, że jesteśmy na pokładzie ich flagowca!- Ależ oboje nie wiemy, jak on wygląda od środka!- No to co? Od czego wyobraźnia? Zdecydujemy, jak ma wyglądać, i tak będzie wyglądał!- Niech będzie -jęknęła.- To jak on ma wyglądać?- Nie wiem.Jak statek kosmiczny: korytarze, kabiny, śruby, przewody, hydrauliczne drzwi i różnobarwne przyciski, jasnobłękitne światło.co, mało seriali oglądałaś?- Mhm.Tb tak według ciebie wygląda wnętrze statku kosmicznego? - Przyjrzała mu się niezbyt uprzejmie, ale już się do tego przyzwyczaił: z zasady tak patrzyła, widocznie u niej było to normalne spojrzenie.Cóż, ten typ tak ma.I nie podlega gwarancji ani wymianie.-Kiedy pójdziemy spać.to znaczy kiedy ja będę szedł spać, spróbuję się obudzić wewnątrz - oznajmił.-Jak?- Skąd mam wiedzieć? Pewnie będę się skupiał.- No cóż.mam pewne obawy.wiesz.wydaje mi się.- Pochyliła się ku niemu; pierwszy raz sprawiła wrażenie naprawdę zatroskanej.- Nie wyglądasz na kogoś, kto może się skupić.prawdę mówiąc, w ogóle nie wyglądasz na zdolnego do myślenia.- Nic mi nie będzie! - oznajmił Johnny.I wstał.10.W Kosmosie i tak nikt nie słuchaJohnny obudził się.Leżał na czymś twardym.A przed nosem miał jakąś metalową siatkę.Podłoga lekko drżała, a gdzieś w oddali coś maszynowo buczało.Najwyraźniej był w przestrzeni gry.Tylko jakoś mu to nie wyglądało na wnętrze okrętu flagowego.Siatka poruszyła się.I nad jej krawędzią pojawił się łeb Kapitan.Do góry nogami.- Johnny?!- Gdzie ja jestem?- Pod moim łóżkiem.Johnny wygramolił się stamtąd i stanął.-Doskonale! Wiedziałem, że potrafię.Tak na wszelki wypadek: jesteśmy na pokładzie twojego flagowego krążownika?-Tak.- Ślicznie!Kabina nie prezentowała się oszałamiająco.Nie licząc łóżka, nad którym wisiała kwarcówka, znajdowało się w niej jedynie biurko i coś, co było zapewne krzesłem dla osobników wyposażonych w cztery nogi i gruby ogon.Na blacie biurka stało kilka plastykowych figurek obcych z opakowań po płatkach i klatkaz parą długodziobych ptaszków, siedzących obok siebie na grzędzie i przyglądających mu się inteligentnymi ślepkami.Sigourney miała rację - w tych realiach naprawdę myślał lepiej.I zdecydowanie łatwiej było podejmować decyzje.No dobrze, był na pokładzie.Prawdę mówiąc, powinien być na zewnątrz tej kabiny, nie wewnątrz, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.Rozejrzał się uważnie.Na jednej ze ścian znajdowała się kratka.- Co to takiego? - spytał.- Tędy wlatuje świeże powietrze.Johnny obejrzał uważnie kratkę.Nie bardzo było widać, jak ją wyjąć.Gdyby się jednak udało tego dokonać, to widoczna za nią dziura wyglądała na wystarczająco dużą, by Kapitan się w niej zmieściła.Kanał wentylacyjny - pomysł może nie oryginalny, ale jak dotąd zawsze skuteczny.Na filmach, naturalnie.-Musimy zdjąć tę kratkę, i to szybko, zanim zaczną się prawdziwe kłopoty.-Jesteśmy uwięzieni, co gorszego może nas spotkać?- O, cała masa rzeczy.Słyszałaś kiedyś imię Sigourney? - spytał ostrożnie.- Nie, ale brzmi ładnie.Kto to jest Sigourney?-Ktoś, kto potrafi cię przekonać, co to są prawdziwe kłopoty.Jeśli będzie śnił równie zdecydowanie, jak podejrzewam.Gdybyś widziała, jakie zdjęcia ma w sypialni, to byś nie pytała.-Ajakie ma zdjęcia?- Kolorowe.- bąknął, czując, że pomysł z plakatami nie był najlepszy.- Czego?- Obcych - odparł niechętnie.-Interesuje się inteligentnymi obcymi rasami? -Sądząc z tonu, Kapitan była uszczęśliwiona.-Ano interesuje! - westchnął Johnny, macając kratkę.- Coś tam jest, ale nie mogę przecisnąć ręki.coś jakby nakrętka.Kapitan przyglądała mu się z zainteresowaniem.- Nakrętki motylkowe! - ucieszył się Johnny.- Ale nie mogę złapać.Kapitan zajrzała mu przez ramię i spytała uprzejmie:- Chcesz je odkręcić? -Tak!Kapitan podeszła do biurka i otworzyła klatkę.Oba ptaki wyskoczyły na jej dłoń.Powiedziała coś w języku ScreeWee i oba poderwały się do lotu, przefrunęły nad głową Johnny’ego i przecisnęły się przez oczka kratki.Po paru sekundach z ciemnego otworu rozległo się popiskiwanie charakterystyczne dla nie naoliwionego metalu trącego o inny metal.- Co to za ptaki? - spytał zaskoczony.- Chee.Ptaki czyściciele.- Kapitan otwarła paszczę, ukazując kilka rzędów lśniących zębów [ Pobierz całość w formacie PDF ]