[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu kuła rozjaśniła się.Z wnętrza przyglądał mu się łysiejący mężczyzna o żylastej twarzy.Zdawało się, że brakuje mu tchu.- Tak? - zapytał.- Jestem Rawk, Archiwista Zakonu - przedstawił się Rawk.- Przepraszam, że niepokoję cię w trakcie tak żmudnego przedsięwzięcia, ale jest coś, co mógłbyś nam wytłumaczyć.Mężczyzna zmarszczył brwi.- Żmudnego przedsięwzięcia - zdziwił się.- To tylko maleńkie zaklęcie.- Nie musisz być taki skromny.-.interesujące głównie tych, którzy praktykują czary zwierzęce.Oczywiście, jestem dumny z efektów, jakie wywiera na świerzb.- Świerzb?- Świerzb.- Ja.Czyż nie przebywasz teraz u podnóża Kannais w zmiennej strefie, obok Zamku Wieczności?- Leczę teraz chore konie w stajni, tu - w Murcave.Czy to jakiś żart?- Jeśli tak, to my padliśmy jego ofiarą, a nie ty.Czy wiesz coś o człowieku imieniem Dilvish, dosiadającym metalowego rumaka?- Znam tylko jego dobre imię - odparł Weleand.- Mówi się, że odegrał istotną rolę w jednej z granicznych wojen pod Portaroy, o ile dobrze pamiętam.Nigdy go nie spotkałem.- I nie rozmawiałeś ostatnio z przedstawicielem Zakonu o imieniu Meliash?Mężczyzna zaprzeczył głową.- Wiem, kto to taki, ale i jego nigdy nie widziałem.- Ach, zatem nas oszukano.Nie wiem, kto to zrobił.Dzięki, że poświęciłeś mi swój czas.Przepraszam za kłopot.- Zaczekaj! Chcę przynajmniej wiedzieć, o co chodzi.- Ja też.Ktoś - jakiś człowiek biegły w Sztuce - wykorzystał ostatnio twe imię.Daleko na Południu.Nie jest zbyt przychylnie nastawiony do Dilvisha, który także tam przebywa.Nie mogę powiedzieć, abym rozumiał, o co tu chodzi.Weleand pokiwał głową.- Najprawdopodobniej są rywalami - stwierdził - a ten, który wykorzystuje moje imię, nie ma z pewnością uczciwych zamiarów.Daj mi znać, co z tego wyniknie, dobrze? Cieszę się dobrą sławą i nie chcę, by cokolwiek ją splamiło.- Uczynię to z pewnością.Powodzenia ze świerzbem.- Dzięki.Kryształ pociemniał znowu, ale Rawk wciąż wpatrywał się w jego głębiny, próbując uporządkować swe myśli.W końcu wstał i wrócił do łóżka.* * *Wspominając minione czasy i marząc o jasnym świecie na zewnątrz, Semirama obserwowała Krainę Przemian.Nadchodził czas kolejnej fali o ogromnej siłę niszczenia - która się miała przez nią przetoczyć.Semirama uśmiechnęła się.Wszystko odbywało się zgodnie z planem.Gdyby się udało, mogłaby wyrwać się stąd, by podziwiać nowe wcielenie świata.Jakie stroje są teraz w modzie? - zastanowiła się.W dole ujrzała dwie postaci na koniu wynurzające się z ciemności i rozbryzgujące niemrawe wody zdradliwej sadzawki.Po co tu jadą? - pomyślała.- Nic się tu nie zmieniło, a zatem muszą wiedzieć, że wszyscy ich poprzednicy przegrali.Skąpstwo i głupota - doszła do wniosku.Już za jej życia zanikły wszelkie szlachetne odruchy.A jednak.Koń stanął, tuż przy brzegu.Dwaj żądni mocy poszukiwacze o mało co nie opuścili na zawsze tego świata.Leniwie pochyliła się do przodu i przesunęła dłonią po oknie, wypowiadając zaklęcie pobudzenia, kierując je w stronę pary na koniu.Scena zmieniła się gwałtownie, a Semirama zrobiła kitka dziwacznych min.Po raz kolejny dotknęła okna i szepnęła kitka słów w melodyjnej tonacji.Elfia dziewczyna była dość pospolitej urody.Smukła blondynka z Marinty lub Miraty.Ale mężczyzna.- Selar! - z trudem zaczerpnęła powietrze, dotykając gardła.Szeroko otworzyła oczy.- Selar.Dziewczyna zsiadła z konia.Mężczyzna uczynił to samo.- Nie!Semirama podniosła się.Pięści miała mocno zaciśnięte.Obie postacie stały teraz w wodzie, szarpiąc się.I jeszcze coś.Zmienna fala! Nadchodziła!Odwróciła się i pobiegła w stronę Komnaty Lochu, ćwierkając po drodze frazy w języku Starszych.Kiedy weszła do zadymionego pokoju, zauważyła, że demon Barana, którego poskromiła już wcześniej, czaił się w rogu ogryzając kość.Rzuciła kilka pojedynczych słów w mabrahoring, a on skulił się.Dotarła do skraju lochu i wydała z siebie trzy wibrujące nuty.Po kilku chwilach powtórzyła je.Z mrocznej powierzchni wyłonił się ciemny, niewyraźny kształt i skręcił się powoli.Wydobył z siebie jedną, dźwięczną nutę.Odpowiedziała złożoną arią, a usłyszała bardzo krótki ton.Westchnęła, a na jej twarzy zawitał uśmiech.Wymienili jeszcze kilka nut.Po chwili obok niej pojawiła się długa macka, a ona wzięła ją w ramiona.Stała tak przez moment, nieruchomo, a jej ciało zaświeciło delikatnym blaskiem.Kiedy z pożegnalnym dźwiękiem wypuściła ją z rąk i odwróciła się, wyglądała na wyższą i silniejszą, wzrok miała dziki.Gdy zbliżyła się do demona, jej oczy miotały błyskawice.Demon wypuścił kość i przykucnął, kiedy wskazała na niego palcem.Jego krzywe oczy były w ciągłym ruchu.- Tam - powiedziała, wskazując na galerię, którą właśnie opuściła.- Chodź ze mną!Wykonał polecenie, ale gdy tylko minęli bramę, zaczął biec susami.Po raz drugi podniosła palec, z którego wystrzelił ogień i otoczył demona.W tej chwili jej niezwykła emanacja osłabła.Demon stanął i zaszlochał.Skrzywiła palec i płomienie zniknęły.- Rób to, co ci każę - krzyknęła, podchodząc bliżej.- Jasne?Demon padł przed nią na twarz, chwycił ja delikatnie za prawą kostkę i postawił jej stopę na swojej głowie.- Doskonale - stwierdziła.- Już na początku należy dokładnie zdefiniować wzajemne zależności.Postawiła stopę na ziemi.- Wstawaj.Chcę, abyś towarzyszył mi do samego okna.Jest tam coś, co musisz zobaczyć.Wróciła na swój dawny punkt obserwacyjny i spojrzała w dół.Dziewczyna grzęzła teraz na brzegu, a mężczyzna nadal pozostawał w wodzie, przy koniu, zanurzonym po szyję.Dziewczyna zapadła się po pas.- Czy widzisz tego człowieka w zielonej chuście, obok konia? - spytała.Kiedy demon chrząknął twierdząco, rzekła:- Chcę go.Wyciągnęła dłoń i położyła ją na głowie potworka.- Pamiętaj, nie wolno ci spocząć, zanim nie uratujesz go i sprowadzisz tutaj, żywego i bez jednej rany.Demon zrobił krok w tył.- Ale.ja.też utonę - burknął, drżąc na całym ciele.- Ja.nie lubię.wody - dodał.Wybuchnęła śmiechem.- Współczuję ci - rzekła.- Ale zdaje się, że potrzeba nam czegoś trwalszego.Ruszyła w głąb galerii, po której przesuwały się taczki i wózki wypełnione odchodami ze stajni.Zlustrowała wzrokiem komnatę i skierowała się na łewo.Machając chusteczką, schyliła się, rozłożyła ją na ziemi i wypełniła garściami zeschniętej gleby.Kiedy w środku chusteczki wyrósł pokaźny kopiec, położyła na jego czubku swój palec.Upiorne światło opuściło ją.Ponownie nabrała ludzkiego wyglądu, była teraz mniejsza, bardziej zwyczajna.Z piaszczystej piramidy wypływało słabe światełko.Uniosła rogi chusteczki i zawiązała je na supeł.Wstała i pokazała zawiniątko demonowi.- Słuchaj - nakazała.- Musisz to zabrać ze sobą.Gdy dotrzesz do miejsca, w którym zaczynają się ruchome piaski, rzuć to przed siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]