[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak uczucie, którego teraz doznaję, to nie strach.Z wolna w mojej hara zaczyna się rozpalać gniew.Chciałabym wrócić na brzeg i zmierzyć się z nim.To tylko jeden człowiek.Zajmę się nim teraz.Nie stać mnie na więcej nieznanego niż to, na które już się przygotowałam.Trzeba się z nim po prostu spotkać i przestać o nim myśleć albo wyjaśnić, kim jest.Wołam do kapitana, by natychmiast zabrał mnie na brzeg.Gdera.Połów jest dobry, godzina wciąż wczesna.Proponuję mu więcej pieniędzy.Zgadza się z niechęcią.Wykrzykuje rozkazy do swoich synów; mają obrócić łódź i kierować się ku brzegowi.Stoję na dziobie.Niech się dobrze przyjrzy.Posyłam swój gniew naprzód.Miecz jest równie święty jak lustro.Gdy Fudżi rośnie przede mną, mężczyzna spogląda w naszym kierunku, przekazuje coś pozostałym, po czym odwraca się i odchodzi.Nie! Nie możemy posuwać się szybciej, a przy tym tempie nie będzie go już, kiedy dotrzemy na ląd.Klnę.Chcę natychmiastowego zaspokojenia, a nie jeszcze większej tajemnicy.I mężczyźni, z którymi rozmawiał.Ich ręce wędrują do kieszeni, śmieją się, a następnie odchodzą w innym kierunku.Włóczędzy.Czy zapłacił im za informacje, których mu udzielili, jakiekolwiek one były? Na to by wyglądało.Czy zmierzają teraz do jakiejś tawerny, żeby wypić za cenę spokoju mojego umysłu? Wołam za nimi, ale wiatr posyła me słowa gdzieś w bok.Ich też już nie będzie, kiedy tam dotrę.I tak się dzieje.Gdy wreszcie staję na plaży, jedyna znajoma twarz należy do mojej góry, która lśni jak rubin w ukośnych promieniach słońca.Wbijam paznokcie w dłonie, ale moje ramiona nie stają się skrzydłami.9.Widok góry Fudżi z NaboritoCzuję sympatię do tego drzeworytu: torii świątyni shinto widoczne są ponad morzem przy odpływie, a ludzie wykopują mięczaki pośród zatopionych ruin.Fudżi oczywiście widać za torii.Gdyby pod falami był kościół chrześcijański, gry słowne związane z powiedzeniem „jestem tylko mięczakiem w obliczu Boga” przebiegałyby przez mój umysł.Geografia jednakże ocala przed tym.A rzeczywistość jest zupełnie inna.Nie mogę znaleźć tego miejsca.Przebywam w tym rejonie i Fudżi leży we właściwym miejscu, ale torii musiały już dawno przepaść i nie mam jak się dowiedzieć, czy jest tam gdzieś zatopiona świątynia.Usadowiona na zboczu wzgórza, patrzę na wodę i nagle jestem nie tyle zmęczona, ile wyczerpana.Szłam długo i szybko przez ostatnie kilka dni, a teraz wydaje mi się, że wszystkie te trudy mnie dogoniły.Będę tu siedzieć i patrzeć na morze i na niebo.Przynajmniej mojego cienia, mężczyzny w czerni, nie było nigdzie widać od tamtego dnia na plaży w Tagonurze.Młoda kotka goni ćmę u stóp mojego wzgórza, skacze w powietrze, migają łapki w białych rękawiczkach.Ćma wzlatuje wyżej, ucieka w podmuchu wiatru.Kotka siedzi przez kilka chwil, wielkie oczy wypatrują jej.Docieram do pochyłości, którą wcześniej zauważyłam, tam gdzie mogę uniknąć wiatru.Stawiam swój plecak i rozkładam śpiwór, pod nim umieszczam poncho.Po zdjęciu butów szybko wchodzę do środka.Zdaje się, że trochę się przeziębiłam, i moje kończyny są bardzo ciężkie.Byłabym gotowa zapłacić za możliwość spędzenia tej nocy pod dachem, ale jestem zbyt zmęczona, żeby szukać schronienia.Leżę tutaj i patrzę, jak na ciemniejącym niebie pojawiają się światła.Jak to zwykle bywa w wypadku skrajnego zmęczenia, nie zapadam z łatwością w sen.Czy jest to usprawiedliwione zmęczenie, czy objaw czegoś innego? Nie chcę jednak brać lekarstwa tylko jako środka zaradczego, próbuję więc przez jakiś czas nie myśleć o niczym.Nie udaje mi się to.Ulegam chęci wypicia filiżanki gorącej herbaty.Z jej braku wychylam kieliszek brandy, który na pewien czas rozgrzewa mój żołądek.Sen wciąż jednak nie nadchodzi, więc postanawiam opowiedzieć sobie historię, tak jak to robiłam, gdy byłam bardzo młoda i chciałam sprawić, by świat zmienił się w sen.A więc.Dawno temu, podczas zamieszek, które nastąpiły po śmierci cesarza Sutoku, który już wcześniej zrzekł się tronu, przechodziła tędy grupa wędrownych mnichów różnych wyznań, którzy spotkali się na drodze.Podróżowali w poszukiwaniu wytchnienia pośród wojen, trzęsień ziemi i trąb powietrznych, które wprowadzały w kraju taki nieporządek.Mieli nadzieję, że założą wspólnotę religijną i będą w ciszy i spokoju spędzać czas na medytacji.Niedaleko brzegu morza natrafili na coś, co wyglądało na porzuconą świątynię shinto, i tam rozbili obóz na noc, zastanawiając się nad losem jej opiekunów.Czy padli ofiarami jakiejś zarazy albo nieszczęścia? Budynek był w dobrym stanie i nie widać było śladów przemocy.Omówili możliwość uczynienia tego miejsca swoim schronieniem.Staliby się wtedy opiekunami świątyni.Zapalili się do tego pomysłu i spędzili większość nocy na rozważaniu tych planów.Jednak rano ze świątyni wyłonił się sędziwy mnich, jakby miał się zabrać do codziennych obowiązków.Mnisi zapytali go o historię tego miejsca, a on powiedział im, że kiedyś byli tam inni, którzy pomagali mu wypełniać jego obowiązki, lecz już dawno zabrało ich morze podczas sztormu, gdy pewnej nocy byli zajęci na wybrzeżu swoimi dziwacznymi modłami.I nie, tak naprawdę nie była świątynią shinto, choć wygląd by na to wskazywał.W rzeczywistości była to świątynia o wiele starszej religii, której być może był ostatnim wyznawcą.Byli jednak tutaj mile widziani, gdyby zdecydowali się do niego dołączyć i zgłębić jego naukę.Mnisi omówili to szybko między sobą i stwierdzili, że ponieważ miejsce to wygląda przyjemnie, może dobrze byłoby się tam zatrzymać i posłuchać, jaką to też naukę głosi starzec.Tak więc zostali mieszkańcami tej dziwnej świątyni.Z początku miejsce budziło poważny niepokój u kilku z nich, bo w nocy zdawało im się, że słyszą wezwania śpiewnych głosów w falach i w morskim wietrze.Czasami zdawało im się też, że słyszą głos starego kapłana, który odpowiada na nie.Pewnej nocy jeden z nich podążył za tymi dźwiękami i zobaczył, jak starzec stoi na plaży z uniesionymi ramionami.Mnich schował się, po czym zasnął w szczelinie w skałach.Kiedy się obudził, księżyc w pełni stał wysoko na niebie, a starca nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]